Gliniarz samuraj | Najlepsze z najgorszych
Akcja dzieje się Los Angeles. Śladem przestępców z yakuzy podąża dwóch gliniarzy. Jeden z nich, czarnoskóry funkcjonariusz policji ma wdrażać nowego kolegę z San Diego, Joe Marshala zwanego też Samurajem. Jak szybko się okazuje, przydomek ten nie jest przypadkowy – Joe to istna maszyna do zabijania złoczyńców. Zna wschodnie sztuki walki i świetnie radzi sobie z kataną, a każda kobieta, którą spotka na swojej drodze rozpływa się w jego ramionach. Przestępcy jeszcze tego nie wiedzą, ale nie mają szans.
Kino policyjne zawsze cieszyło się dużą popularnością, jednak w latach 80-tych przeżywało swój zdecydowany rozkwit. Szereg tytułów, które powstały w tamtym czasie potwierdza z jak wielkim powodzeniem mogliśmy znaleźć kolejne tytuły na półkach wypożyczalni kaset VHS. Niektóre doczekały się wręcz miana kultowych i powstały ich liczne kontynuacje. Wystarczy wspomnieć zapoczątkowane wtedy serie Zabójczej Broni, Gliniarza z Beverly Hills i Szklanej Pułapki, by przekonać się jak wiele przygód potrafią przeżyć nasi ulubieni bohaterowie z odznaką.
Gliniarz samuraj z 1991 roku nawiązuje do takiego właśnie kina, ale robi to wybitnie nieudolnie W tym filmie nic się nie zgadza, nawet plakat, ma się nijak do zawartości. Amatorszczyzna jaka bije od Gliniarza samuraja sprawia, że jest wręcz przekomiczny. Reżyser zupełnie nie radzi sobie z prowadzeniem historii, więc często pokazuje jakieś pokraczne, zupełnie niepotrzebne sceny. Cała produkcja zresztą wydaje się być zrobiona jak najniższym sumptem. Aktorzy w większości to amatorzy, co w połączeniu z absurdalnymi dialogami, dopełnia całość obrazu (w jednej z głównych ról legenda gatunku – Robert Z’Dar (Maniakalny glina).
To co jednak najbardziej cieszy to właśnie fakt, że wszyscy tutaj starają się grać najpoważniej, jak to tylko możliwe, dając odwrotny do zamierzonego efekt i potęgując sztuczność oraz karykaturalność. Wszystko w tej produkcji jest tak wspaniałe złe, że bez wątpliwości można go zaliczyć ją do czołówki najlepszych z najgorszych.